środa, 31 grudnia 2014

Zima, zima, zima!

Coś w tym roku ta zima jakoś tak późno przyszła. Pamiętam, że jak byłam szczeniakiem, to już w listopadzie można było szaleć w śniegu. A teraz co? 26 grudnia i dopiero jakiś biały puch spadł na ziemię. Ale lepiej późno niż wcale - bo od razu jakoś sympatyczniej się robi na świecie ;)


No więc w piątek spadł śnieg, a w sobotę oczywiście był spacerek! :D Ja tam już jestem za stara na śniegowe zabawy (w końcu całe 4 lata na karku mam), ale i tak ucieszyłam się, z tego, że jest biało. A jeszcze bardziej ucieszyłam się z tego, że przyszła moja Opiekunka - cały tydzień jej nie widziałam, więc się stęskniłam ;) Już z samego rana zastanawiałam się, co też będziemy razem robić.

Chcecie wiedzieć, co robiłyśmy? Najpierw byłyśmy przejść się kawałek, ale oczywiście nie same. Poszli z nami też Fikus i Vita ze swoimi Wolontariuszkami. Spacerek nie był długi, bo coś ci nasi Duzi zaczęli narzekać, że zimno. Ja tam nie czułam (powinni sobie też zapuścić gęstą sierść ;)), ale niech im będzie. Kiedy wróciliśmy, załapałam się na małe czesanko - ponoć strasznie się lenię. Powiedziałam mojej Opiekunce, że to nieprawda - wcale nie jestem leniem. Ale podobno chodziło o to, że tracę dużo sierści i trzeba mnie wyczesać. W sumie nie mam nic przeciwko - całkiem to przyjemne :) Gdyby tylko ciągle nam ktoś nie przeszkadzał, chodząc po korytarzu, to już w ogóle byłoby super.


Po (jak to się mądrze nazywa) "zabiegach pielęgnacyjnych" poszłyśmy na wybieg. Były szaleństwa, biegi za i z piłką, ale też trochę ćwiczeń ;) Powtarzałam komendę "zostań" i poznawałam "tyczki" (że niby mam chodzić pomiędzy jakimiś pachołkami czy coś takiego). Grzecznie zostawałam na początku tyczkowego toru i czekałam na dalsze polecenia - jeśli dalej też poszło mi dobrze, to w nagrodę dostawałam PARÓWKI! :D



Po wybiegu jeszcze trochę byłyśmy się ogrzać w schronisku, a potem poszłyśmy na jeszcze jeden spacer - tym razem z moją byłą współlokatorką Moną. Nasze Opiekunki coś chyba mnie obgadywały, bo co chwilę słyszałam swoje imię. Obiło mi się o uszy jakieś trudne słowo - beha...wio...ryst...ka (chyba tak). Że niby moja Wolontariuszka chciałaby mi pomóc zapanować nad emocjami przy innych psach, bo martwi się, że kiedyś narobię sobie problemów. Ja tam mam inne zdanie na ten temat, ale nie będę się z nią kłócić - wiem, że chce dla mnie dobrze :)

A na koniec wykorzystam jeszcze to, że mam głos :) Dzisiaj sylwester. Proszę, błagam, zaklinam - NIE STRZELAJCIE! Chyba nie wiecie, jak wiele zwierząt panicznie boi się wystrzałów fajerwerków. Psy, koty, a także dzikie zwierzęta. My nie rozumiemy, czemu nagle nad naszymi głowami i za plecami strzelają jakieś sztuczne ognie. My po prostu uciekamy, gdzie nas nogi poniosą. Często nie wiemy potem, jak wrócić do domu. Dlatego jeszcze raz proszę NIE STRZELAJCIE!
- Fara

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Świątecznie, akcjowo

Idą Święta, idą Święta, każda mordka uśmiechnięta :) No, może nie każda, bo my - schroniskowce - i tak Boże Narodzenie spędzimy pewnie w ciemnych boksach. I raczej nie przyjdzie do nas ani Aniołek, ani Dzieciątko, ani nawet Gwiador. Ale ja tu nie o tym chciałam pisać.

W ostatnią sobotę jakoś nie przyszła do mnie moja Opiekunka. Na szczęście na spacer i tak wyszłam ;) Ale zastanawiałam się, co się takiego stało - zwłaszcza że kilka innych osób, które są praktycznie zawsze, też nie było. Postanowiłam przeprowadzić małe śledztwo ;) I wszystkiego dowiedziałam się od Jadzi.


Okazało się, że przez cały weekend w Galerii Katowickiej była akcja adopcyjna. Jadzia opowiadała, że sama była zdziwiona. Siedzi sobie spokojnie w boksie, aż tu nagle ktoś ją wyciąga, pakuje do samochodu, a potem bierze na ręce i wnosi w jakieś głośne i zatłoczone miejsce. Zresztą niech opowie sama :)


No więc kiedy już mnie postawili na wszystkie 4 łapki zaczęłam się rozglądać. Dookoła siebie miałam kraty, ale nie takie jak w boksie. To był taki kojec - nawet nie taki zły, bo wszystko było widać, a przynajmniej nieproszeni goście do mnie nie wchodzili :) Patrząc dalej, zauważyłam znajomych Dużych. Ucieszyłam się, że są tu ze mną :) Było też sporo ludzi, których zupełnie nie znałam - niektórzy stali cały czas w pobliżu, inni tylko przechodzili. Oprócz mnie były jeszcze 2 koty - Maksio i Salma oraz jeden maluch - bezimienny szczeniaczek.

Maluch nie wrócił już do schroniska - oby był już zawsze kochany

Na początku byłam baaardzo zestresowana. Zupełnie nie wiedziałam, co tu się dzieje, dlaczego mnie tu przywieźli i jak to się skończy. Ale powoli się uspokajałam. Z minuty na minutę było lepiej. Różni ludzie podchodzili, ale żaden nie chciał mi zrobić krzywdy - wszyscy mnie głaskali (co było fajne :)). Mały koleżka wkrótce powędrował do nowego domku, a niedługo później kotka Salma też. A ja zostałam razem z wolontariuszami - niektórzy z nich nawet siedzieli ze mną w kojcu ;)

Tu już się tak nie bałam :)

Następnego dnia - w niedzielę już domyślałam się, co mnie czeka. Tym razem do Galerii pojechałam z Lilo i razem zamieszkałyśmy tymczasowo w kojcu. Lilo była dzisiaj mocno poddenerwowana, niejednemu Dużemu pokazała zęby, ale jej się nie dziwię. Hałas, tłum, nieznani ludzie chcący głaskać... Za to ja już byłam zupełnie rozluźniona - mogłam się spodziewać tylko pieszczot, więc nie było czego się bać :) I tak upłynęła mi niedziela.

Salma też znalazła nowy domek :)
Podobno ta cała akcja miała na celu pokazanie, jakie fajne zwierzaki mieszkają w schronisku, namawianie ludzi na adopcję i zbieranie złotówek na leczenie moich psich i kocich kolegów. I obiło mi się o uszy, że uzbierano całkiem sporo, ale csiii, bo to jeszcze nieoficjalne ;)

Do zobaczenia! :)

Fara
i ja, Jadzia :)

sobota, 6 grudnia 2014

Mikołajki :)

A dzisiaj były Mikołajki. Duzi mówią, że to święto jakiegoś biskupa, a przebierają się za pajaca w czerwonym kubraczku. Trochę dziwna ta tradycja, ale niech im będzie. Przez to wszystko w schronisku było straszne zamieszanie. Niektórzy wolontariusze przychodzili dużo wcześniej, ale nie zabierali nas od razu na spacer, tylko kręcili się po schronisku, nosili różne rzeczy... Mówili coś o jakimś dniu otwartym. Ale podsłuchałam też, że nie spodziewali się zbyt dużo gości, bo za późno zaczęli zapraszać. No i mieli rację ;)


Niewielu ludzi przyszło, ale Ci, którzy przyszli przynosili dary, głaskali, czasami dali jakiś smakołyk. Z naszej strony w planach był pokaz agility. Co prawda nie do końca mi się chciało, ale pokazałam, na co mnie stać :) Chociaż przyznaję, momentami byłam dużo bardziej zainteresowana innymi psami w okolicy niż torem.


Pokaz, pokazem - i tak mało kto mnie oglądał. Lepsze wydarzyło się później :D Poznałam chłopaka - Tofik się nazywa. Jest po prostu świetny - razem bawiliśmy się, szaleliśmy i zaczepialiśmy się. On chyba miał ochotę też na coś więcej, ale jakoś mi to nie przeszkadzało :P Niestety, to co dobre zawsze się kończy - Tofik poszedł na spacer z jakimiś ludźmi, a ja zostałam sama. Miałam nadzieję, że za chwilę przyjdzie i pogonimy się jeszcze trochę. I przyszedł, ale żeby się pożegnać. Okazało się, że właśnie dzisiaj Mikołaj podarował mu nowy dom. Jasne, cieszę się z tego, ale też mi trochę smutno. Dopiero co się zaprzyjaźniłam, a już przyjaciel odchodzi... No nic, życzę mu wszystkiego dobrego :)


Mam nadzieję, że dla mnie też znajdzie się jakiś dom. Moja opiekunka mówi, że zaczynam siwieć. A przecież ja wcale nie jestem stara! Podobno siwy pyszczek odstrasza ludzi. A moim zdaniem tylko dodaje powagi ;) Dalej czekam na domek, a tymczasem mówię Wam CZEŚĆ! :)

- Fara